niedziela, 10 lutego 2013

Od Ayano


Dziś były urodziny Cardi'ego, ja swojej daty narodzin nie znam, ale rodzicie Cardinel'a jako datę narodzin uznali tę w której mnie znaleźli. Rano jeszcze niczego nie świadoma, nie świadoma niespodzianki którą szykuje dla nas Cardi wstałam wesoło i poszłam upolować coś by on miał więcej czasu na leniwienie się. Szybko uwinęłam się i zaciągnęłam zdobycz do Jaskini i od razu pobiegłam do Cardinela by złożyć mu życzenia. Ale gdy tylko weszłam wyczułam że coś go trapi. Lubiłam spędzać z nim czas, traktowałam go jak brata nie spodziewałam się tego że zechce opuścić swoich rodziców i mnie. Fakt, był już dorosły i mógł robić co ze chce, tak samo powtórzyła mi jego matka. O tym że chce nas opuścić dowiedziałam się od jego ojca, po zakończeniu rozmowy z przybranymi rodzicami pobiegłam od razu do niego. Weszłam do jaskini i zaczęłam rozmowę:
- Dlaczego?- powiedziałam prawie zapłakana.
Basior spojrzał na nią. I uśmiechnął się przepraszająco.
- Przepraszam Aya, naprawdę chciałbym poprowadzić własną sforę. To moje marzenie od zawsze - powiedział.
Odwróciłam wzrok i szybko wyszłam z pomieszczenia, nie mogłam zrozumieć tego. Ja nigdy pewnie nie poczuła bym tego co on, nie miałam marzeń związanych z watahą, moim jedynym życzeniem było to by zostało tak jak jest. Ale to dopiero się zaczynało, nie miałam jeszcze okazji przemyśleć za co tak naprawdę on miał przepraszać. Eh...-westchnęłam - to niemożliwe - powtarzałam. Nie chciałam żeby to było inaczej niż jest. Nie wyobrażałam sobie innego życia, tak było dobrze. TAK MIAŁO ZOSTAĆ! Nie chciałam...
Moje rozmyślanie zaprowadziło mnie do jeziora, gdzie to mnie znaleziono, nie pamiętam nic z przed tamtego dnia. 
'Może to ja powinnam go przeprosić?'- zaczęło mnie gnębić myśli takiego typu, odwróciłam się i szybko pobiegłam go znaleźć i zaproponować coś innego, by było dobrze. Znalazłam go, był w lesie i jadł upolowanego zająca, co oczywiście mnie na początku wnerwiło, ale spokojnie podeszłam do samca. 
Spojrzał na mnie uważnie. Nadal miał wyrzuty że opuszcza swoją małą siostrzyczkę. Tą, która przerwałą jego monotonne życie. Nie, żeby wtedy nie odczuwał radości, po prostu teraz miał się czym zająć, o kogo dbać. Wiele razy mi to powtarzał. Uważał iż mała Aya znaleziona w trawie była jego najlepszym prezentem na urodziny. 
- Tak? - spytał, gdy tylko znalazłam się w polu jego widzenia. Natychmiast przerwał delektowanie się futrzakiem.
- Chciałabym Cię przeprosić, to twoja decyzja i nie powinnam się w to mieszać. . .
- Spokojnie - uśmiechnął się. - Wiesz... jeżeli chcesz, możesz ze mną wyruszyć. Rozważaliśmy z rodzicami tą opcję - ciągnął. Ciekawiło go co ona o tym myśli.
- Naprawdę bym mogła?- zaczęłam się już cieszyć, kiedy coś mnie przeszyło.- Nie będę dla Ciebie ciężarem?
- A dlaczego miałabyś być? - spytał retorycznie, kompletnie nie oczekując odpowiedzi. - O, mam kolejne pytanie, Młoda. Jaką chcesz mnieć pozycję, hm?
- Pozycję?
- Tak, a dokładniej rangę, którą obejmujesz w stadzie - z grubsza objaśnił. Młoda była pojętna, więc sugerował że wszystko zrozumie.
- Chodzi Ci o przywódców i tak dalej? To może być. . .em... samica Betha, jeśli się zgodzisz.
- Oczywiście - uśmiechnął się. - A teraz idź się przespać, jutro wyruszamy.
- Dobrze.- powiedziałam i pobiegłam do swojej jaskini.
Cardinel skończył jeść królika, po czym również poszedł spać do swojej jaskini.
* * *
(Ranek)
Cardinel wstał, i poszedł po Ayano do jej jaskini. Teraz tylko się z nimi pożegnać.
- Młoda, wstajemy!! - krzyknął jej do ucha rozbawiony.
- Aa!- Krzyknęłam przerażona.- Nie budź mnie w taki sposób.- uśmiechnęłam się zaspana, po czym położyłam głowę na łapach i delikatnie powiedziałam z uśmiechem:- Mamo, jeszcze 5 minut.
- Ha??! O nieeee! Nie jestem Twoją mamą! Jestem Twoim starszym braciszkiem który zamierza wywlec Cię z tej jaskini mimo wszystko! - zaśmiał się złowieszczo, żartował oczywiście. Złapał ją delikatnie za kark, jak małego szczeniaka, i zaczął wyciągać ją z jaskini.
- Dobra! Poddaję się, sama potrafię chodzić- powiedziałam śmiejąc się.
Basior puścił ją, dumny z małej wygranej.
- A więc chodźmy pożegnać się z rodzicami, i wyruszamy. Zapolujemy potem, okey? - spytał z nieznikającym, delikatnyn uśmiechem.
- Hymmm- mruknęłam i potruchtałam w stronę jaskini rodziców.
Ruszył przodem. Gdy był już u wejścia do ich "domku", zatrzymał się zaszokowany. Zaczął szybko i głośno oddychać. Poleciało mu kilka łez, a prawie nigdy nie płakał. Powodem jego zachowania były nieruchome ciała rodziców.
- Niemożliwe - Cardinel ledwo szepnął.
- Co tu się stało?- zapytałam wychylając się zza grzbietu brata. Kiedy tylko zobaczyłam ciało rodziców do oczu napłynęły mi łzy, choć to nie byli moi prawdziwi rodzice, ale i tak ich kochałam jak swoich.- To...nie może być prawdą.- Tylko to udało mi się wykrztusić, nie byłam w stanie nic powiedzieć bo go pocieszyć, w końcu jego rodzice zginęli. A z resztą można powiedzieć że i byli to i moi rodzice.
Basior patrzył nieruchomo w głąb jaskini.
- Ktoś ich zabił - powiedział cicho. - Lepiej stąd chodźmy, Aya.
Odwrócił się, i zaczął iść w obranym już wczoraj kierunku.
- Huh?- Zdziwiła mnie jego postawa, ale posłusznie poszłam za nim. Wciąż oglądając się za siebie, wciąż miałam nadzieję że wyjdą z jaskini i prze witają nas tak jak zawsze. Później razem upolujemy śniadanie i będziemy znów mogli rozmawiać lub zajmować się sobą tak jak to zawsze było do tej pory. Ale to już przeszłość, teraz trzeba zacząć mierzyć się z teraźniejszością, trzeba zacząć nowy rozdział w naszym życiu. Chcę by Cardinel spełnił swoje życzenia. Bardzo mi przykro z powodu śmierci naszych bliskich, ale nie chcę rozdrapywać rany która nie dawno powstała. Nie chcę o nich zapomnieć, nie chciałam ich stracić. Być może to coś z mojej przeszłości, to że już raz straciłam rodziców... Nie chcę tego powtarzać, nie chcę by to działo się w kółko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz